Książka Justyny Kowalskiej-Leder jest książką ważną, odważną, a i nowatorską. Widać to na tle wielu znaczących przecież publikacji dotyczących Zagłady wydanych w Polsce w ostatnich latach, a może właśnie dopiero na tle tychże prac. Stanowi świetną i niezwykle sumienną rekapitulację, ale i rewizję ustaleń dotychczasowych. Autorka wskazując na złożoność relacji pomocowych proponuje perspektywę badań do tej pory na gruncie polskim nie podejmowaną. Zwraca uwagę na nieoczywistość kategorii epistemologicznych i kwalifikacji etycznych zazwyczaj używanych w opisie doświadczeń granicznych. Wydobywa chętnie pomijaną moralną ambiwalencję widoczną w postawach i w relacjach ofiar, świadków i ratujących. Również konsekwencje pomijania splotu ambiwalencji czynnych w konstruowaniu krytycznego namysłu nad pamięcią indywidualną, namysłu nad uwikłaną w historyczne zaszłości pamięcią zbiorową, a wreszcie nad debatą publiczną na temat polskiego doświadczenia wojny i Zagłady. Te zabiegi prowadzą do krytycznej refleksji nad pojęciami używanymi do konceptualizacji stosunku Żydów i Polaków (i odwrotnie) i nad emocjonalną intensywnością debaty - zarówno tej publicystycznej, jak i naukowej. Nie bez znaczenia jest też i to, że autorka podnosi rolę zaniedbywanych do tej pory czynników różnicujących doświadczenia związane z Zagładą, takich jak płeć, wiek, stan cywilny, poziom edukacji, pochodzenie klasowe oraz czynniki osobowościowe i psychologiczne - słowem, podkreśla wagę miejsca, z którego mówi i działa podmiot świadczący/świadkujący. Z recenzji prof. Marka Zaleskiego
Jaworska Justyna Livres



Autorka podąża tropem Mariana Pankowskiego piszącego historię Auschwitz postrzeganą jako irracjonalne jasełka, prywatną, nieoficjalną, obsceniczną, skupioną na cielesnym detalu, głodną zmysłowych doświadczeń, pamiętaną przez dźwięki, smaki, zapachy. Tytuł książki jest zaczerpnięty z dramatu Chrabąszcze. Niech się pan nie wyteatrza! mówi Dziennikarz, reprezentujący oficjalną wersję pamięci zbiorowej, do pojawiającej się znikąd zjawy Andrzeja, emanacji przeszłości, wnoszącej na scenę całą ambiwalencję i skomplikowanie naszej historii. Wszystko, co w niej uwiera, rodzi dyskomfort, co w owej oficjalnej narracji się nie mieści, co próbujemy stłumić, zatuszować, wymazać. Ale teatr zdaje się mówić Pankowski z jego wywrotowym potencjałem, zapomnieć nam nie pozwoli. Oficjalny rytuał upamiętnienia zmieni w groteskowy karnawał. Wyzwoli to, co stłumione. W imię Nocy i Mowy. W imię ciała i śmiechu, historii i pamięci pisanych małymi literami.
Dziewczyńskie bajki na dobranoc
- 330pages
- 12 heures de lecture